Przekonania na temat grup mastermindowych

Mastermind jest trochę jak wygrana w totka. Niby to jest możliwe. Niby ktoś wygrał. Wielu o tym mówi. Prawie każdy chce. A jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że wygrać to i owszem mam ochotę, ale problem jest taki, że nie gram… Jak to jest z tym mastermindem? Co jest możliwe, a co jest marzeniem ściętej głowy? Co jest z tym mastermindem, że każdy chce, a niewielu korzysta?

Mitów brak

Ten temat, choć stary, nie obrósł nawet w żadne szczególne mity, które mogę obalić.   Mam wrażenie, że jak jednorożec mastermind jest trochę obok świadomości przedsiębiorców. Jednocześnie jestem gotowa się założyć, że prawie każda osoba, które poświęciła temu tematowi choć odrobinę uwagi, ma już swoje przekonania i odczucia. Mam rację? Zajrzyjmy zatem do szuflady z różnościami.

Mastermind to sposób na dzielenie się wiedzą…

…czyli jest to sposób, że nauczyć się od innych tego czego sam / sama nie umiem. To podchwytliwe przekonanie, ponieważ podczas spotkań grupy mastermind faktycznie dzielimy się wiedzą. Ale to NIE jest sposób na mikroszkolenia. Mam wrażenie, że często zakładamy, że jak mam w grupie księgową, to ona będzie mi w czasie spotkań udzielać profesjonalnych porad księgowych. No bo to przecież jest dzielenie się wiedzą… Ale idąc tym tropem, to mastermind stałby się kółkiem wolontariackiego świadczenia usług. I jeśli nie mam wiedzy, która jest użyteczna dla innych, to nie mam „towaru” na wymianę.

Napiszę wprost – to jest bzdura. Każdy ma towar na wymianę, ponieważ dzielimy się wiedzą wynikającą z doświadczenia, a nie tą którą sprzedajemy za pieniądze. Jeśli jestem ową księgową, to mogę odpowiedzieć na jedno czy dwa szybkie pytania i nie więcej. Wiedza do przehandlowania na MM będzie dotyczyła na przykład tego, jak pozyskałam takich klientów, jakich chciałam. Jak poradziłam sobie z promowaniem swoich usług lokalnie. Jak sobie radzę z roszczeniowymi klientami.

To przekonanie wydaje mi się szczególnie silne, bo słyszę je w obawach osób prowadzących biznesy oparte na świadczeniu usług specjalistycznych (np. prawnicy, coachowie, marketerzy). Zdania, które mam w pamięci brzmią mniej więcej tak „Chciałabym mieć taką grupę, ale boję się, że inni będą korzystać z mojej wiedzy, a ja nie dostanę nic w zamian”. Widzę to też w tym, w jaki sposób piszecie o tym, kogo szukacie do grupy (mikroedukacyjny zestaw podręczny to ktoś od mediów społecznościowych, księgowa, prawnik i copywriter).

Jeśli zastanawiasz się teraz nad tym, co w takim razie możesz wnieść do grupy (i z niej wynieść) to odpowiedź jest następująca – naukę wynikającą z doświadczenia innych. Ale niekoniecznie ich wiedzę ekspercką, za którą biorą pieniądze. Bo za to biorą pieniądze. To nie oznacza, że taki profesjonalista nie odpowie na pytanie i nie pomoże (bo pewnie odpowie i pomoże), ale w założeniu powstania grupy, w jej DNA i celu istnienia nie możemy zakładać, że na pokład wnosimy to na co czym zarabiamy. Gdybyś miał piekarnię, to czy chciałabyś, żeby Twoi współplemieńcy przychodzili się do Ciebie objeść świeżymi bułeczkami za darmo? Zakładam, że nie. A czy byłoby dla Ciebie ok, żeby opowiedzieć im jak to się stało, że masz najbardziej rozpoznawalną piekarnię w okolicy? No właśnie.

Jak będę w grupie mastermind, to ktoś ukradnie moje pomysły

Lub wariacja tego przekonania – jak będę w grupie MM, to konkurencja się dowie i w związku z tym na pewno zrobi COŚ. Najczęściej strasznego. Rujnującego. Oraz ostatecznego. Trochę się śmieję, bo to jest moja własna obawa, z którą musiałam się zmierzyć. Jak sobie z nią poradziłam? Najpierw przyszło otrzeźwienie, że właściwie wszystko już było i raczej nie jestem w stanie wymyślić nic co byłoby totalnie nowe i unikatowe. Poza tym sam pomysł to dopiero początek. Trzeba do niego dodać koncepcję, cel, strategię, trochę serca, sporo wiedzy i determinację. Nawet „ukradziony” pomysł zrealizowany przez drugiego człowieka zmaterializuje się w inny sposób. Szkolenia z komunikacji (takie właśnie prowadzę) są niby o tym samym, a jednak w wykonaniu każdego z trenerów zupełnie inne. I jednym pasuje bardziej to, jak uczy Ania. A inni wolą Asię. Krzysiek też ma swoich klientów.

Druga sprawa jest taka, że dobierając sobie grupę powinniśmy zadbać o to, żeby uniknąć konfliktu interesów. Mówiąc prościej – nie pracuj z konkurencją. Jeśli sprzedajecie do tej samej grupy odbiorców i o nich walczycie (ten drugi warunek jest istotny, ale to może kiedy indziej) – to spotkania mastermindowe będą do kitu. Szkoda na to czasu. W tym kontekście – konkurencja nie podchwyci Twojego pomysłu, bo go nawet nie zobaczy.

Zaraz pomyślisz sobie „Ok. Ale jeśli wymyślę turborezonator mikrofalowy do skalowania wrażenia” to mój pomysły może być ukradziony po prostu przez drugiego przedsiębiorcę, który wcześniej się tym nie zajmował, ale zwęszył w tym żyłę złota”. Rzeczywiście tak może się zdarzyć. I na to również mam kontrargumenty. Jeśli nie ufasz osobom, z którymi jesteś w grupie, to nie musisz mówić im wszystkiego. Jeśli poznaliście się 3 tygodnie temu podczas #MasterMindFestival, to jest zrozumiałe, że dopiero się poznajecie. Zaufanie buduje się z czasem. Ale żeby w ogóle mogło się pojawić – trzeba dać ludziom szansę.

Podczas spotkań grupy mastermind będziemy rozmawiać o bzdetach a nie o biznesie

Jest takie ryzyko. Wynika ono z kilku przyczyn. Pierwsze, jeśli się lubimy, to lubimy też ze sobą pogadać na tematy różne. Podczas rozmów masterdmindowych zdarza się, że dotykamy trudnych dla nas obszarów. Konfrontujemy się z tym, że czegoś nie umiemy. Albo że popełniliśmy błąd. Albo, że jednak trzeba zrobić, to czego unikamy od dłuższego czasu. I tu jest pokusa, żeby zająć się rozrywką zamiast pracą. Może być też tak, że mam kiepsko sprecyzowany cel. Wtedy brakuje determinacji, żeby dążyć w określonym kierunku. Na szczęście przed tym ryzykiem możemy się skutecznie zabezpieczyć. W przypadku mojej grupy mamy zarezerwowany na początku czas „na ploteczki”. Bynajmniej tego czasu nie poświęcamy na plotkowanie (czy ja właściwie użyłam słowa bynajmniej?), ale na opowiadanie co się u nas ważnego dzieje niekoniecznie w kontekście biznesowym. My na mastermindzie to nie tylko przedsiębiorczynie, ale też kobiety, matki, koleżanki. Kolejnym sposobem jest umówienie się na określoną strukturę i tematykę spotkań. Wtedy w każdej chwili można sprawdzić czy jesteśmy w nurcie czy poza nim.

Podsumowanie

Nie  szukaj dziury w cały i nie decyduj w oparciu o przekonania. Rób swoje. Szukaj ludzi, którzy zmierzają do tego samego portu co Ty. Flota ma większe szanse z piratami niż jeden żaglowiec, nie sądzisz? Trasę możecie wyznaczyć wspólnie i wspólnie się jej trzymać. To nie jest problem. To jest rzecz do zrobienia.

Temat przekonań, faktów i mitów na temat mastermindów w praktyce jest znacznie szerszy niż to, co udało mi się ubrać w słowa w jednym artykule. Czyli będzie kolejny 😊 Jeśli jest jakaś myśl, która pojawia się w Twojej głowie, kiedy myślisz o mastermindzie – napisz ją w komentarzu. To będzie jak wiatr w moje żagle.

Jeśli Twoim zdaniem ten tekst, może komuś pomóc lub rozjaśnić – będę wdzięczna za udostępnienie!

Podobne wpisy

Jeden komentarz

  1. Ten blog jest niesamowicie wartościowy! Znajduję tu zawsze inspirujące treści i ciekawe artykuły, które są nie tylko pouczające, ale również przyjemne w czytaniu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *