Boski poranek…

Opowiem Ci o Boskich Porankach, które odmieniają moje życie. Przekonasz się, że w prosty sposób możesz odmienić swoje na lepsze…

Ależ szamańsko brzmi ten wstęp 😊 Sama takich nie lubię i uciekam od nich jak diabeł od święconej wody. Tym razem jednak proszę – zostań ze mną i okaż wyrozumiałość czeladnikowi. W książce o pisaniu ciekawych historii „kazali” od razu przechodzić do sedna. I ten wstęp to próba złapania tego, co chcę Ci przekazać w jednym zdaniu 😊

Znienawidzone poniedziałki

Odkąd pamiętam nienawidzę poniedziałków. Ta część tygodnia to dla mnie koszmar, mimo tego, że wykonuję pracę, którą uwielbiam. Pobudka w poniedziałek, to (była) dla mnie kara za niepopełnione grzechy. Pobudki we wtorek wcale nie były lepsze…

Kiedy do porannych zmagań dołączyły dzieci, sytuacja stała się jeszcze trudniejsza. Nie będę wdawać się w szczegóły. Wystarczy, że podsumuję – kiedy za całą bandą zamykają się drzwi, jak już jestem spocona, wściekła i padnięta. W sumie, to byłam spocona, wściekła i padnięta.

Cudowne metody

Po „Fenomen Poranka” Hala Elroda sięgnęłam raczej po to, żeby rozumieć o czym „się mówi”. Znam kilka osób, które korzystają z jego metody i chciałam ją poznać. A w ukrytej intencji – szukałam argumentów, żeby ją zdyskredytować.

Serio. Nie lubię rano wstawać, a jakiś koleś będzie mi wmawiał, że mam wstawać jeszcze wcześniej. Nie ma mowy! Jestem cięta na amerykańskie cudotwórstwa i tu węszyłam po prostu spisek do ujawnienia.

Pierwsze kilkadziesiąt stron czytałam, potakując do siebie głową. Postanowiłam jednak dać Halowi szansę i doczytać jego książkę do końca.

I tu spotkało mnie wielkie zaskoczenie.

Książka, która zmienia życie

Dałam się przekonać do tego, żeby spróbować zmienić swoje poranki. Całą książkę pochłonęłam w jeden wieczór, urzeczona prostotą rozwiązania. Postanowiłam spróbować. To czym ryzykowałam, to kilka dni z wcześniejszą pobudką. A co mogłam wygrać?

Na początku nie wiedziałam o jaką stawkę toczy się gra. Pewne nagrody przychodzą do mnie z czasem. Zaczęło się od spokoju. Wstawałam przed resztą rodziny i zanim oni wymagali wyciągnięcia spod kołder, ja już byłam w dobrej kondycji. Przytomna i skupiona. Mój spokój wpływa na spokój całej gromadki. To normalnie magia…

Każdy Boski Poranek to porcja ćwiczeń, więc zyskały moje barki, plecy i kark. Gdyby nie to, to nie ćwiczyłabym wcale, bo jestem zadeklarowanym kanapowcem. Dzisiaj mam już za sobą godziny porannej gimnastyki.

Zyskałam też coś absolutnie wyjątkowego – dobry nastrój. Po wielu miesiącach izolacji, niepewności i lęków, dobry nastrój jest jak Święty Graal. Wszyscy go pragną, mało kto odnajduje. A do mnie dobry nastrój po prostu przychodzi i jest. Codzienne. Nawet w ten przeklęty poniedziałek!

Dlaczego zaryzykowałam?

Miałam już dość tego, że każdy dzień zaczynam od frustracji, która rozlewa się na kolejne godziny. Argumentem, który mnie przekonał było to, że niezależnie od tego, czy wstaję o 6:30 czy o 5:15 będę tak samo niewyspana. Sprawdziłam to. I tak jest.

Zatem skoro i tak jestem nieprzytomna, a mogę zmienić przebieg poranka z kiepskiego na przyjemny, to czy decyzja nie jest oczywista? Dla mnie była.

Jak to u mnie wygląda?

Miracle Morning (Boski Poranek) to 6 czynności do wykonania rano. Na każdą z nich można przeznaczyć tyle czasu, ile komu pasuje. Można ten rytuał wykonywać jedynie w tygodniu, można również w weekendy. Przez ostatnie 2 miesiące wypracowałam system, który jest dla mnie wystarczająco elastyczny, żeby mnie nie blokował przy jednoczesnym utrzymaniu nowego nawyku.

Codziennie rano*:

Wstaję o 5:15. Wstawiam kawę i wypijam szklankę wody, a potem:

  • Medytuję przez 10 minut (nauczyłam się od Andy’ego z Netflixa).
  • Afirmuję przez 5 minut (czytam zapisane wcześniej myśli, które chcę, żeby zastąpiły krytyczny głos w mojej głowie), to robię już z pachnącą kawą w łapce.
  • Wizualizuję przez 5 minut (czyli wyobrażam sobie siebie w kolorowej sukience, w słońcu, radosną). Ten element rozumiem najmniej, ale przyjemny i mogę spokojnie siorbać kawę…
  • Ćwiczę!!! (Ja. Ania Dyl. Ćwiczę. Tego świat nie widział, a nauczyciele wuefu i tak nie uwierzą. Zaczęłam od 5 minut gimnastyki, a teraz 10 minut to już dla mnie trochę mało i ciało chce więcej).
  • Czytam przez 15 minut. To moja ulubiona część. Dzięki temu czytam książki zawodowe w tempie, które umożliwia mi praktykowanie treści. W innym przypadku czytam tak szybko, że nie nadążam z wdrażaniem.
  • Piszę przez 15 minut. Co tylko myśl mi przyniesie. Nie oceniam. Nie cenzuruję. Nie mam celu. To uspokaja moje myśli i pomaga skupić się na tym, co naprawdę ważne.

Jest 6:30 i w domu rozdzwaniają się wszystkie budziki. A ja mam dobry nastrój i spokojną głowę. Nie jestem jak mnich tybetański i dalej zdarza mi się wrzeszczeć na wszystkich i poganiać bez sensu, ale robię to zdecydowanie rzadziej. Korzystają wszyscy domownicy.

A co z gwiazdką (*)? Boski Poranek ma być dla mnie, a nie ja dla niego. Dlatego nie zawsze realizuję ten poranny rytuał. Jeśli jestem po ciężkiej nocy albo przede mną wielogodzinne szkolenie, to czasem po prostu odpuszczam. Bez wyrzutów i poczucia winy. Nie muszę mieć racjonalnych powodów. Ma prawo mi się nie chcieć.

W weekendy albo nic nie robię (szczególnie jeśli jestem na wyjeździe) albo stosuję wersję light, czyli budzę się bez budzika i wtedy przechodzę przez wszystkie te elementy. Oznacza to, że moja rodzina jest już na nogach i nie mam totalnego spokoju. Tak też jest ok. Czasem córka ze mną czyta, czasem syn się ze mną gimnastykuje. Ktoś pyta, co będzie na śniadanie. Ja odpowiadam. Bez napinki, bo to nie wyścigi.

Czy Miracle Morning zadziała u każdego?

Każdy z elementów proponowanych przez Elroda ma dobry wpływ na człowieka. Połączenie ich razem to już petarda. Co do zasady – powinno zadziałać na każdego, ale…

Jesteśmy różni. Mamy różne style życia, różne preferencje i różnych ludzi wokół siebie. Jeśli ktoś pracuje w trybie 3-zmianowym, to nie wiem jak miałby korzystać z tej metody. Jeśli ktoś ma dzieci, które budzą się codziennie o 5 rano, to nie mam pewności, czy pobudka o 4 rano byłaby korzystnym dla rodziców rozwiązaniem…

Jeśli jednak nie ma jednoznacznych przeszkód, które powodują, że koszty będą wyższe niż korzyści – spróbuj. Przetestuj metodę, dostosuj ją do swoich potrzeb i ciesz się większym komfortem życia. Nie musisz wstawać o 5:15 tak jak ja. Wystarczy godzinę wcześniej niż do tej pory. Hal Elrod zachęca do podjęcia takiego wyzwania przez 30 dni. Ja już po siedmiu wiedziałam, że to dla mnie bomba.

Jedną godzinę snu, która nic nie zmienia zamieniłam na spokój, komfort i zdrowie.

Masz ochotę spróbować?

Podsumowanie

Stworzyłam osobistą skalę oceny – żarówki 😊 Maksymalnie mogę przyznać ich łącznie 10 w następujących kategoriach:

  • 💡💡💡 – skala użyteczności, czy zawiera praktyczne wskazówki i narzędzia,
  • 💡💡💡 – skala uniwersalności, czy może z niej skorzystać każdy przedsiębiorca,
  • 💡💡💡 – skala czytalności, czyli UX  (jaki jest konieczny poziom zmóżdżenia się nad tekstem, im więcej żarówek tym przyjaźniejsza lektura),
  • 💡 – bo mi się po prostu podobała.

Fenomen Poranka” autorstwa Hala Elroda dostaje ode mnie 8 żarówek.

  • 💡💡 na skali użyteczności – narzędzie jest, jedno i bardzo konkretne, ale jak ktoś nie wierzy w medytacje i wizualizacje, to może być mu ciężko się przekonać do przetestowania całej metody,
  • 💡💡💡 na skali uniwersalności – myślę, że każdy może skorzystać na przeczytaniu tej książki, nie tylko przedsiębiorcy,
  • 💡💡 na skali czytalności – naprawdę lekko się czyta, jest zrozumiała, obrazowa. Odejmuję jedną żarówkę za amerykańską narrację i patos, które u mnie uruchamiają bardzo brzydkie odruchy takie jak rzucanie książką o ścianę,
  • 💡 – za to, że da się ją przeczytać bardzo szybko i od kolejnego poranka zacząć wdrażać w życie.

Jeśli znasz tą książkę i chcesz coś dodać na jej temat – skomentuj.

A może masz w swoim otoczeniu osobę, która mogłaby skorzystać na jej przeczytaniu? Koniecznie udostępnij jej ten tekst!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *